RPO pisze do ministra finansów w obronie ofiar ulgi meldunkowej. Mimo korzystnych wyroków w NSA, MF podtrzymuje, że wszystko jest w porządku.
Resort nie widzi nic złego w naliczaniu podatku za brak jednego papierka i hodowaniu odsetek na tej wątpliwej daninie. Z ulgi meldunkowej mogły skorzystać osoby, które nabyły bądź otrzymały w spadku mieszkanie w latach 2007-2008, były w nim zameldowane przez ponad rok i sprzedały je przed upływem 5 lat od nabycia.
Niestety w nowelizacji prawa podatkowego ukryto haczyk. Dodatkowym, formalnym warunkiem zwolnienia z podatku dochodowego było złożenie oświadczenia w urzędzie skarbowym o tym, że dany podatnik były w tym mieszkaniu zameldowany. Przy czym urzędy mają wiedzę o tym kto, gdzie i jak długo mieszka.
Dodatkowo brak było wzoru takiego oświadczenia, przepisy kilkukrotnie zmieniano, a podatnicy – zwracający się do urzędów o interpretacje – uzyskiwali sprzeczne odpowiedzi. Jak się też okazuje z perspektywy czasu, ta pułapka na Kowalskiego zastawiona przez jego własne państwo była naprawdę doskonała.
Wszystko dlatego, że czytając przepisy podatkowe np. w 2009 r. podatnik nie miał prawa znaleźć w nich informacji o oświadczeniu. Podobnie w 2010, 2011, 2012 i 2013 r. Doskonałość tej pułapki polega zatem też na tym, że zgodnie z interpretacją skarbówki, powinniśmy wszyscy wiedzieć, że taki zapis był jeszcze w 2008 r. i dotyczy okresu pięciu lat od zakupu.
Dlatego właśnie w sidła ulgi meldunkowej wpadło tysiące Polaków. Nic więc dziwnego, że „ulgowicze” organizują się i zapowiadają walkę do upadłego.
– To nie my oszukaliśmy, to państwo nas oszukało. Te ludzkie dramaty spowodowała jakaś absurdalna kartka papieru zapisana w ustawie. Rzecz jednak w tym, że nie było wzoru takiego oświadczenia, nie wiedzieli o tym notariusze i urzędnicy skarbowi – mówiła w money.pl Katarzyna, która też ma zapłacić z odsetkami podatek od „braku kartki papieru”.
Źródło:https://www.money.pl/podatki/