Ukraina

Słuszna diagnoza, ale brak rozwiązania

Przyjęty przez Sejm dwa dni temu dokument „Główne problemy, cele i kierunki programu wspierania rozwoju budownictwa mieszkaniowego do 2020 roku” stawia diagnozę sytuacji w mieszkalnictwie, która pod względem deficytu mieszkań nie zmienia się od blisko 20 lat. Nie jest zaskoczeniem fakt braku 1,4-1,5 mln lokali, skoro szybciej przybywa nowych gospodarstw domowych niż jest oddawanych do
użytku nowych mieszkań. Wciąż daleko nam do ponad 200 tys. lokali, które co roku powstawało w końcu lat 70.
Przyjęty dokument nie odpowiada na zasadnicze pytanie czy i w jaki sposób możemy zmniejszyć deficyt mieszkaniowy. Z pewnością nie uporamy się z tym przez co najmniej najbliższe 10 lat kontynuując tempo budowy mieszkań z ostatnich kilku lat.
Problemy wynika w dużej części z poziomu zamożności polskich rodzin i dynamiki wzrostu ich dochodów. Pod względem dochodu per capita dopiero przekroczyliśmy połowę średniej unijnej. Kwestie finansowania inwestycji deweloperskich i w pewnym stopniu brak planów zagospodarowania przestrzennego oraz bardzo długotrwałe procedury administracyjne są dodatkową przeszkodą, by w Polsce budować więcej
niż 160-165 tys. mieszkań rocznie. Ponad 35 tys. gotowych mieszkań „na półce” u deweloperów czekających na sprzedaż świadczy właśnie o braku pieniędzy w kieszeniach Polaków.
Z pewnością przeszkodą ku temu by w szybszym tempie likwidować lukę mieszkaniową nie jest brak kredytów hipotecznych. W Polsce wciąż, mimo permanentnie zaostrzanych kryteriów, relatywnie łatwiej jest otrzymać kredyt mieszkaniowy niż obecnie w krajach zachodnioeuropejskich. A rządowy program „Rodzina na swoim” jeszcze sytuację kredytobiorców poprawił.
Przyjęty przez polski Sejm dokument mówi o niskiej zdolności zakupu przez polskie rodziny, o czym świadczy niski wskaźnik możliwości zakupu metra kw. powierzchni za jedną pensję, która w Polsce wynosi według dokumentu 0,5-0,6 m kw., a w Europie Zachodniej sięga 2-3 m kw. Tego również prędko nie zmienimy, nawet do 2020 r., a pogoń za innymi zależeć będzie od tego jak szybko będzie się rozwijać polska
gospodarka. Na spadek cen m kw. nie ma co liczyć. Stąd rynek zmierza do wariantu nazwijmy go japońskiego, tj. budowy większej liczby mieszkań, ale mniejszych (w domyśle tańszych) tzw. kompaktowych. Z drugiej strony trzeba zauważyć, że od 2000 r. przeciętna powierzchnia oddawanego do użytku lokalu w mieście urosła o ponad 7 m kw. i sięga 65 m kw.
O zaspokojeniu głodu mieszkaniowego zadecyduje rynek i jak wszędzie na świecie – deweloperzy, a nie spółdzielnie mieszkaniowe czy gminy.
Spółdzielnie budują nie więcej niż 10-15 proc. nowych mieszkań, a lokale socjalne to margines rynku. O samorządzie jako inwestorze, który zmieni sytuację mieszkaniową trzeba szybko zapomnieć.

Dr Paweł Grząbka, prezes zarządu CEE Property Group uważa, że aby szybko zwiększyć tempo budowy mieszkań niezbędne jest kilka rzeczy. Po pierwsze, jak najszybsze pokrycie kraju siatką nowych planów zagospodarowania przestrzennego. Po drugie, przyspieszenie procesów administracyjnych, aby zdobycie pozwolenia nie trwało kilka razy dłużej, niż sam proces budowlany, trwający przeciętnie 18 miesięcy.

x

Zobasz także

Nie chcą taniego prądu

W Polsce funkcjonuje od niedawna koncepcja prosumenta lokatorskiego, czyli nowa zachęta dla wspólnot i spółdzielni mieszkaniowych do ...

Ceny jednak w górę

Jeśli nowy program kredytowy wejdzie w zapowiadanym kształcie, ceny wzrosną. Niewykluczone, że dwucyfrowo. „Rzeczpospolita” przypomina, ...

Brakuje działek

W październiku rozpoczęto budowę 12 279 nowych mieszkań – podał w środę GUS. Eksperci z ...

Wyższy standard mieszkań

Stan mieszkań oferowanych na rynku wtórnym jest zróżnicowany, ale widoczny jest pozytywny trend w zakresie ...

Luka mieszkaniowa wciąż jest

W Polsce brakuje ok. 2-3 mln mieszkań. Jak wypełnić tę lukę? W opinii Arkadiusza Urbana, prezesa KZN, powinniśmy ...