W obliczu epidemii COVID-19 jedno jest pewne – spadek obrotów na rynku nieruchomości. W jakiej skali? Na to pytanie będziemy mogli sensownie odpowiedzieć najwcześniej za miesiąc czy dwa. Nie powinno być zaskoczeniem, że w krajach dotkniętych przez kornawirusa, w pierwszym odruchu spora część kupujących zaprząta sobie głowę innymi sprawami. Możemy nawet mówić o spadku popytu o od 40 proc. do nawet 90 proc.
Trudno się temu dziwić. Także w Polsce, ze względu na wprowadzone środki ostrożności, zarówno kupujących jak i sprzedających, jest na rynku mniej. Zgodnie z zaleceniami Polacy starają się nie wychodzić z domów, aby ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusa.
Dodatkowe środki ostrożności widać też w kancelariach notarialnych (nie wszystkie działają w pełnym wymiarze godzin), urzędach zamkniętych dla petentów czy bankach, w których pracowników jest mniej niż zwykle. Widząc te problemy deweloperzy już proponują ich rozwiązania – zdalne prezentacje nieruchomości i zawieranie umów rezerwacyjnych na odległość.
Nie ma się też co spodziewać całkowitego zahamowania sprzedaży mieszkań używanych. Wiele transakcji jest przecież w toku, a urzędy – choć często nie przyjmują normalnie interesantów – to działają dzięki systemowi ePUAP, notariusze prowadzą czynności z zachowaniem odpowiednich środków ostrożności, a banki w większości przypadków, utrzymują oferty hipoteczne w mocy. Do tego sporo osób może w tych niepewnych czasach dojść do wniosku, że to właśnie nieruchomości będą dla nich bezpieczną przystanią dla kapitału.
Czytaj więcej na https://biznes.interia.pl/nieruchomosci/news-nieruchomosci-bezpieczna-przystania-w-czasie-pandemii,nId,4402098#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox