W czwartek 29 kwietnia, w samo południe, w sali 108 Sądu Rejonowego w Poznaniu ma zapaść wyrok w głośnej sprawie nieprawidłowości, których dopuścili się – zdaniem prokuratury – urzędnicy miejscy, wydając zgodę na budowę Dworu Marcelin.
Prokurator dla głównego oskarżonego zażądał sześciu miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata, dla pozostałych kar po 4 miesiące pozbawienia wolności, także w zawieszeniu.
Przed Sądem Okręgowym w Poznaniu toczy się proces, w którym warszawska spółka Sap Property domaga się od władz Poznania blisko 10 mln zł odszkodowania. Tyle miała ona stracić w wyniku błędów popełnionych przez urzędników wydziału architektury, którzy dwukrotnie wydawali nieprawidłowo pozwolenia na budowę budynków przy ul. Marcelińskiej w Poznaniu. Ich decyzje były uchylane, inwestycja stała, a deweloper ponosił milionowe straty.
W lipcu 2004 r. urzędnicy po raz pierwszy zatwierdzili projekt budynku i wydali pozwolenie na budowę. Gdy w 2007 r. budowa ruszyła, okoliczni mieszkańcy, którzy uważają, że nowe domy zniszczą atmosferę ich dzielnicy, zawiadomili o nieprawidłowościach nadzór budowlany, a ten skontrolował inwestycję. Okazało się, że apartamentowce zaprojektował inżynier bez odpowiednich uprawnień, a w projekcie nie było słowa o wewnętrznych instalacjach. W efekcie wojewoda uchylił pozwolenie na budowę, a o sprawie poinformowano organy ścigania.
Prokuratura ustaliła, że urzędnicy nie wychwycili braków w projekcie, a więc dopuścili się przestępstwa. Prokurator oskarżył urzędniczkę, która wydawała pozwolenie oraz jej przełożonego, który je zatwierdzał. Razem z nimi oskarżona została miejska konserwator zabytków (sąd nie zgodził się na publikację inicjałów ani konserwatora, ani urzędników), bowiem dzielnica, w której powstają apartamentowce, objęta jest ochroną konserwatorską. I zdaniem prokuratora, gdy wydawano decyzję o warunkach zabudowy, konserwator powinna zalecić, by projekt budynków nawiązywał do okolicznej zabudowy willowej.
Oskarżeni nie przyznawali się do winy. Urzędnik, który zatwierdzał pozwolenie na budowę twierdzi, że jego podwładni prowadzili nawet po kilkadziesiąt podobnych spraw i nie mieli możliwości, by wszystkie sprawdzać. Niewinna czuje się także konserwator zabytków. Mówi, że zalecenia do projektu wydała i zostały one uwzględnione. Prac archeologicznych nie zalecała, bo – jak twierdzi – nie było takiej konieczności. O tym kto ma racje sąd orzeknie w czwartek.