Sytuacja, w której deweloper ogłasza bankructwo stawia jego klientów w dużym kłopocie. Mimo, że perspektywa posiadania własnego mieszkania oddala się wówczas w bliżej nie określoną przyszłość, to zaniechanie spłaty kredytu bankowego byłoby krokiem ryzykownym. Zaciągając kredyt na kupno mieszkania, które jest dopiero w trakcie budowy i nie posiada własnej księgi wieczystej, klienci banków ponoszą także zwykle koszt ubezpieczenia pomostowego kredytu (np. w postaci wyższej marży do czasu wpisu banku do księgi wieczystej). Ubezpieczenie zawierane jest między bankiem i ubezpieczycielem i dokument ten daje bankowi gwarancję, że kredyt zostanie spłacony, nawet jeśli klient spłaty zaprzestanie. Jest to jednak wyłącznie zabezpieczenie interesów banku, nie klienta. W sytuacji bowiem, gdy kredytobiorca zaprzestaje spłaty kredytu (nie tylko ze względu na upadłość dewelopera – z jakiejkolwiek przyczyny), bank zwraca się do ubezpieczyciela o wywiązanie się z umowy ubezpieczenia. Firma ubezpieczeniowa spłaca ten kredyt, ale zachowuje prawo do odzyskania wypłaconego świadczenia już bezpośrednio od osoby, która kredytu nie spłaca. Na podstawie weksla lub sądowego tytułu egzekucyjnego ubezpieczyciel może nawet zlicytować majątek niefortunnego kredytobiorcy, jeśli będzie to jedyny sposób na zaspokojenie jego roszczeń.
Można więc powiedzieć, że interesy klientów deweloperów są zabezpieczone bardzo słabo. Upadłość dewelopera nie oznacza bynajmniej, że ryzyko spłaty kredytu przeszło na bank, który kredytu udzielił. Taki kredyt trzeba nadal spłacać, bo alternatywą są znacznie wyższe koszty (np. egzekucji komorniczej) i wpis do ewidencji Biura Informacji Kredytowej, co odcina możliwość zaciągania innych kredytów bankowych. Wyjściem z opresji może być ogłoszenie upadłości konsumenckiej (ustawa weszła w życie 31 marca), ale i tutaj konsekwencją jest m.in. utrata majątku osobistego i brak możliwości zaciągania kredytów przez kilka lat.