Ukraina

Deregulacja prowadzi donikąd

Rozmowa z Krzysztofem Grzelczakiem Skarżyńskim z kancelarii doradztwa, obrotu i zarządzania nieruchomościami o międzynarodowych aspektach regulacji zawodów nieruchomościowych

W planach deregulacji zawodów rząd chce otworzyć swobodny dostęp również dla wykonujących usługi w zakresie pośrednictwa w obrocie nieruchomościami oraz zarządzania nimi. Czy w krajach rozwiniętego kapitalizmu faktycznie wykonujący te usługi nie muszą legitymować się posiadaniem fachowej wiedzy i umiejętności?
– Taki pogląd jest manipulacją, dlatego że w większości rozwiniętych krajów wykonujący usługi w nieruchomościach posiadają bardzo wysokie kwalifikacje. Modelowym przykładem są Stany Zjednoczone i Kanada. W USA licencje są od bardzo wielu lat, były licencjami dwustopniowymi, a w ostatnim czasie są czynione przygotowania do wprowadzenia trzeciego, najwyższego stopnia licencji zawodowej właśnie dlatego, iż istnieje potrzeba, aby ci, którzy zarządzają nieruchomościami o bardzo dużej wartości w ramach funduszy inwestycyjnych posiadali bardzo wysokie, specjalistyczne przygotowanie zawodowe. W związku z tym te licencje są oparte nie tylko o bardzo gruntowną wiedzę, ale również o doświadczenie zawodowe, dlatego że pomiędzy licencją agenta a brokera nieruchomości wymagany jest okres praktyki zawodowej.
Zresztą tę praktykę kładziony jest nacisk nie tylko w Stanach, ale i w wielu krajach europejskich. Przykładem może być chociażby Dania, gdzie oprócz uzyskania kwalifikacji teoretycznych w szkole biznesu, które są studiami podyplomowymi w naszym pojęciu, należy mieć dwuletnie doświadczenie. To doświadczenie można uzyskać pracując po skończeniu studium podyplomowego, bądź odbywać rodzaj naszej aplikacji w biurach nieruchomościowych. Oczywiście jest tam cały kompleks innych kwestii, które weryfikują przygotowanie zawodowe i powodują odpowiedzialność osób, a które znajduje głębokie zrozumienie w społeczeństwie lokalnym.
Oczywiście można podać też wiele przykładów z krajów takich jak Belgia czy Francja, gdzie licencje nie mają takiego charakteru jak u nas. I prawdą jest to, co mówi rząd, że nie są to uprawnienia stricte państwowe, ale są to bardzo ważne uprawnienia nadawane przez ograny państwa, kantony, podobne do ustanawianych w swoim czasie list wojewodów dla biegłych w zakresie wyceny nieruchomości. Takie uprawnienia nadawane są na przykład we Francji i Szwajcarii, gdzie trzeba być członkiem odpowiednich stowarzyszeń, uzyskać uprawnienia i wykazać się kwalifikacjami. Wtedy kantony wpisują uprawnionych na listy.
Tu pojawia się jeszcze inna sprawa. Mówi się, że u nas tych zawodów regulowanych jest taka wielka ilość. Ale mamy do czynienia z różnym podejściem do tych zawodów. We Francji jest jeden zawód nieruchomościowy polegający na tym, że uzyskuje się rodzaj takiego ,,prawa jazdy” na nieruchomości, mającego różne kategorie. Można więc mieć kategorię na obrót nieruchomościami i na zarządzanie nieruchomościami. Na zarządzanie można mieć też uprawnienia różnego rodzaju, ale z punktu widzenia statystyki jest to jedna grupa zawodowa. Gdyby przyjąć podobne podejście u nas i powiedzieć, że do grupy osób zajmujących się nieruchomościami zaliczy się syndyków masy upadłości, rzeczoznawców majątkowych, zarządców i pośredników, to też zlikwidujemy cztery grupy tworząc jedną. I tak we Francji pośrednicy mają tzw. kartę T, zarządcy kartę G i kwalifikacje określonego rodzaju do określonych czynności. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie żeby jedna osoba miała kilka kategorii uprawnień, przy czym one są odrębnie wymagane.
W różnych krajach są też różne zakresy czynności pośredników. W związku z tym należałoby przyjąć, że te czynności wynikają z uwarunkowań historycznych, przepisów prawa w tych krajach i przyzwyczajeń społeczeństwa, a sposób pozyskiwania kwalifikacji jest dopasowany do tych sytuacji.
U nas system został już rozregulowany kilka lat temu. Dlatego opowieści, że trzeba spełniać jakieś niezwykłe wymagania są nieprawdziwe. Kilka lat temu zrezygnowano z egzaminów, co dla sytuacji klientów na rynku nieruchomości było decyzją niekorzystną. Dzisiaj chce się społeczeństwo ukarać takim systemem, aby osoby mające podstawowe wykształcenie mogły zajmować się świadczeniem usług całkiem swobodnie. Oczywiście można powiedzieć, że nie wszyscy muszą mieć wykształcenie wyższe czy studia podyplomowe, bo jest kilka krajów, w których aby świadczyć usługi w zakresie nieruchomości wystarczy mieć wykształcenie średnie. Takimi krajami są na przykład Austria, Belgia, Słowenia, Szwecja, Grecja, Rumunia, Bułgaria oraz Węgry, nie są to jednak jedyne wymogi umożliwiające świadczenie takich usług.

Można jednak znaleźć kraje, które nie wymagają uprawnień formalnych od nieruchomistów…
– Są kraje, jak Irlandia, gdzie wymogów w ogóle nie ma. Rynek nieruchomości jest tam uregulowany kapitałowo, przez tradycje, gdzie są firmy wielopokoleniowe. Inne są warunki rynkowe niż te, do których my się przymierzamy.
Pewnego rodzaju brakiem ograniczeń jest również to, że na przykład nie ma wymogu takiego formalnego wykształcenia w Niemczech. W Niemczech rynek nieruchomości też nie jest ustawowo regulowany, tyle tylko, że oni od bardzo wielu lat prowadzą intensywną batalię, aby ten rynek uregulować. I najprawdopodobniej w niedalekiej przyszłości uda im się to zrobić, bo powszechnie uważa się, że brak takiej regulacji jest bardzo złym rozwiązaniem. Ale z braku formalnych kwalifikacji nie wynika wcale, że każdy, kto nie ma pracy w Niemczech zaraz następnego dnia podejmuje działalność i zarabia na chleb obrotem, albo zarządzaniem nieruchomościami.
Tam gdzie nie ma barier kwalifikacyjnych występują inne istotne bariery o charakterze stricte ekonomicznym. We Francji, gdzie te wymogi mimo wszystko są, gwarancję finansową dla działalności obrotu nieruchomościami trzeba mieć na poziomie 120 tysięcy euro. Jest to najczęściej gwarancja banku, a u nas z uzyskaniem takiej gwarancji jest bardzo poważny problem. Najlepiej wiedzą o tym firmy turystyczne, które takie gwarancje muszą mieć i wobec tego wiele firm, które na rynku mogłyby działać, nie działają, bo uzyskanie gwarancji jest trudne, czy nawet niemożliwe dla osób, które zamierzają znaleźć pracę. W Danii taka gwarancja bankowa wynosi 350 tysięcy euro. Wobec tego liczenie, że bezrobotni z dnia na dzień rzucą się na tę działalność i zarobią na chleb jest manipulacją świadomością społeczną i prowadzi do niczego.
Dodajmy jeszcze, że bardzo zaawansowane prace nad unifikowaniem kwalifikacji, wymogów i standardów na rynku nieruchomości prowadzone są w ramach Unii Europejskiej. I otóż może się okazać, że pewne modele zostaną wprowadzone w perspektywie kilku lat i one zaczną nas obowiązywać. Wrócimy więc do pewnego stanu, który i tak wyrzuci z rynku tych, którzy do działalności na nim przygotowani nie będą. W związku z tym należy uznać, że obecna sytuacja w odniesieniu do rynku nieruchomości jest rozwiązaniem zastępczym. Natomiast konsekwencje decyzji, konsekwencje zupełnie materialne, odczuwalne poniesie przynajmniej część społeczeństwa.

Co grozi rynkowi, jeśli usługi pośrednictwa czy zarządzania będą wykonywane przez osoby nie mające fachowych kwalifikacji?
– Grozi przede wszystkim tym, że na rynek wejdą osoby, które wcale nie zamierzają na nim konkurować. Zamierzają dokonać jednorazowych, często bardzo bolesnych dla swych klientów transakcji i wcale nie będą rozważały swej działalności z punktu widzenia nie wytrzymania wieloletniej konkurencji. Nie będą prowadzić takiej działalności, jaką się powszechnie uważa. Jeśli można sprzedać cudzy samochód za 15 czy 20 tysięcy złotych, to tym bardziej opłaci się sprzedać cudzą nieruchomość za 400 tysięcy. Wad prawnych – przy niewydolności naszego systemu prawniczego – jest tak wiele, a możliwości błędnie przeprowadzonych transakcji jest tak dużo, że w sytuacji, gdy operacje będą przeprowadzane nie tylko przez osoby źle przygotowane, ale te, które działają w złej wierze, jest bardzo dużo. I liczenie na to, że ubezpieczenie pokryje straty przy takiej niewydolności systemu sądownictwa jest iluzją.

No właśnie, minister sprawiedliwości Jarosław Gowin tłumaczy, że wykonujący zawody w nieruchomościach będą musieli posiadać ubezpieczenia, które zrekompensują ewentualne straty klienta.
– Gdy minister Gowin będzie kupował czy sprzedawał nieruchomość, to będzie dla niego pracowało kilku znajomych adwokatów, którzy być może nie wezmą za to pieniędzy. Natomiast dla zwykłego Kowalskiego ci adwokaci pracować nie będą. Już teraz ludzie bywają narażeni na bardzo poważne szkody, takich problemów jest dużo i w każdej firmie raz na jakiś czas pojawiają się sytuacje, które nie powinny mieć miejsca i gdzie do transakcji nie dochodzi, dzięki czemu klienci unikają bardzo poważnych konsekwencji. Część pomysłów została już przećwiczona w krajach, gdzie wymogi były mniejsze, gdzie rynek był gorzej uregulowany i gdzie możliwości oszustwa były znacznie większe. Przecież te pomysły do nas przyjdą i tylko kwestią czasu jest kiedy się pojawią.
Zastanówmy się jak działa to ubezpieczenie, o którym pan minister mówi. Ubezpieczony jest ten, który prowadzi działalność gospodarczą. I jeśli zdarzy się tak, że ta działalność jest prowadzona na jakąś babcię emerytkę, czy nie daj Boże uzależnionego alkoholowo osobnika to on jedynie odpowiada za skutki transakcji, bo tylko on ma umowę z zamawiającym. Natomiast ci, którzy wykonują pracę w jego imieniu nie ponoszą bezpośredniej odpowiedzialności. Oczywiście jeśli wykaże się, że te osoby działały w zmowie, z zamiarem dokonania oszustwa, to podlegają odpowiedzialności karnej. Ale jeśli jest tak, że ktoś czegoś nie dopatrzył, to osoby te odpowiedzialności karnej nie ponoszą. Nie ponoszą też żadnej odpowiedzialności zawodowej, mogą więc dalej świadczyć takie usługi, chyba że zostaną skazane za dane czynności. Ale w naszych warunkach jest to niezwykle trudne.
Dodajmy od razu, że klient zawiera umowę z podmiotem gospodarczym, z firmą. Już mamy firmy sieciowe, mające czasami siedziby za granicą i powstaje pytanie, jak można sądzić się z firmą, która będzie miała siedzibę na przykład w Kaliningradzie i jaki będzie tego skutek. A z czego wynika, że taka firma nie będzie mogła prowadzić działalności w Polsce w postaci oddziału zatrudniając na bliżej nieokreślonych warunkach nie spełniających kwalifikacji, albo osoby karane? One są tylko zatrudnione. Ta firma będzie posiadała jakieś ubezpieczenie, pytanie czy to ubezpieczenie będzie skuteczne, czy będzie ono dawało ochronę klientom. I oczywiście można powiedzieć, że rynek ich zweryfikuje. Po pierwszych trzech operacjach ludzie przeczytają w gazetach i nie pójdą do nich. To prawda.
Dzisiaj można powiedzieć wiele złego o osobach, które na rynku nieruchomości funkcjonują i większość tych rzeczy będzie niestety prawdziwa. Tyle tylko, że możemy powiedzieć bardzo dużo rzeczy dobrych, których się normalnie nie opisuje, bo jest to coś oczywistego. Natomiast gdyby porównać przypadki, gdy pośrednicy czy zarządcy uchronili klientów przed bardzo poważnymi skutkami, to ich ilość też jest bardzo duża. Dlaczego więc te osoby robią coś, czego nie będą robili inni? Bo one są z imienia i nazwiska przypisane do kwalifikacji zawodowych, one musiały przejść cały proces nauczania, musiały uzyskać wiedzę teoretyczną i umiejętności praktyczne. Można mówić, że one są niewystarczające, zbyt słabe, że część ludzi jest niedouczonych. Ale to znaczy, że trzeba by podnieść wymogi, przywrócić na przykład egzaminy, a nie likwidować wymogi wszelkie, w tym likwidować obowiązek ustawicznego kształcenia przy nieustannie zmieniających się przepisach.
Mamy więc różne sytuacje, a są osoby odpowiedzialne z imienia i nazwiska, ubezpieczenia, własnej odpowiedzialności zawodowej i karnej. Bo dzisiejsza komisja odpowiedzialności zawodowej w żaden sposób nie ogranicza roszczeń cywilno-prawnych klienta czy zamawiającego i w żaden sposób nie ogranicza odpowiedzialności karnej za przestępstwa zamierzone. Wobec tego te zdarzenia są informacją dla społeczeństwa, że w przypadku otwarcia zawodów ceny za usługi spadną, a ludzie masowo rzucą się na rynek.
Tymczasem część firm na rynku nie jest w stanie się utrzymać również w obecnej sytuacji ze względu na to, że społeczeństwo jest niezamożne. Ze względy na to, że kredytowanie jest mocno ograniczone, a ilość transakcji jest mała. Jeżeli więc te osoby lepiej przygotowane, mające pewną przewagę rynkową czasami przenoszą się do innych zawodów, bo im się to bardziej opłaci, to kto może przyjść z ulicy do tych zawodów i się utrzymać? Jedynie ten, kto albo traktuje ten zawód bardzo doraźnie, albo ten, kto ma również inne źródła dochodu i przy okazji będzie się tym zajmował. A zajmowanie się czymś przy okazji zawsze prowadzi do obniżenia standardów i jakości świadczonych usług, chociażby z powodu zaangażowanych środków.
I oczywiście możemy powiedzieć, że pójdziemy na wariant 0 procent, gdy nie będziemy brali pieniędzy od naszych klientów, bo są takie firmy. Oni zarabiają na różnych usługach pośrednich, ale taka forma rynkowo w końcowym efekcie jest droższa. Gdy się wszystko po kolei przeliczy, to okaże się, że coś co nie kosztuje jest droższe od tego, co jest teoretycznie ,,nieuzasadnionym” kosztem. Byłoby więc dobrze, aby klient miał pełną świadomość, że jeśli podpisuje umowę i płaci za usługę, to coś mu się w ramach tej usługi należy. Jego sprawami zajmuje się osoba mająca kwalifikacje w tym zakresie, coś z tej umowy wynika, ma prawo dochodzenia własnych roszczeń oraz złożenia skargi do Komisji Odpowiedzialności Zawodowej.
Spora część osób, które zajmują się nieruchomościami – to przede wszystkim dotyczy zarządców – może uznać, że będzie prowadzić tę działalność ,,przy okazji”. Ktoś uzna, że będzie się zajmował jakąś kamienicą, brał za to 800 złotych i większość zrobi sam. I wielu zrobi to dobrze. Ale część osób nie poradzi sobie z tym, zaniecha robienia czegokolwiek. I co będzie, jeśli okaże się, że książka obiektu budowlanego nie istnieje, albo nie jest prowadzona. Kto będzie płacił, gdy zarządzający porzuci nieruchomość w pewnym momencie, a dwa miesiące później załamie się kawałek dachu? Kto będzie płacił odszkodowania, jeśli nieruchomość okaże się nie być ubezpieczona lub ubezpieczenie okaże się pozorne?

Czy w sytuacji, gdy działalność będą prowadzić osoby niewykwalifikowane, ubezpieczyciele będą chcieli brać na siebie ryzyko odpowiedzialności ubezpieczeniowej, albo ryzyko takie będzie bardzo wysoko szacowane przez ubezpieczyciela?
– Ubezpieczone będą nie osoby wykonujące czynności, ale przedsiębiorca. To jest akurat dobry pomysł, od którego odstąpiono jakiś czas temu przy poprzednim upraszczaniu dostępu do zawodów nieruchomościowych. Oczywiście osoba może prowadzić działalność gospodarczą jednocześnie będąc przedsiębiorcą i wykonującym czynności, ale ubezpiecza się firmę, roszczenie będzie więc do firmy. Można ubezpieczyć firmę i to ubezpieczenie stwarza poczucie bezpieczeństwa u klienta, tyle tylko, że te roszczenia mogą zacząć występować masowo. Już pojawiają się firmy prawnicze, które starają się złapać zajmujących się nieruchomościami na każdym możliwym błędzie – głównie zarządców, ale i pośredników. Już są firmy zajmujące się wyciąganiem zadośćuczynienia w zamian za odstąpienie od pozwów sądowych. Wobec tego takie działania nadal będą miały miejsce, co zdecydowanie wpłynie na wzrost kosztów ubezpieczeń nieprzekładających się jednak na wzrost rzeczywistego bezpieczeństwa klientów.
Ale kłopoty wynikające z braku kwalifikacji mogą mieć dwojakiego rodzaju powody. Raz z niewiedzy osób, które uważają, że sobie poradzą. Druga grupa to osoby, które zajmowały się różnego rodzaju działalnością: prowadziły siłownie, handlowały określonymi preparatami i miały pewne agencje i teraz uznają, że spróbują zrobić interes na nieruchomościach. Takie próby wchodzenia na rynek przez pewne środowiska już miały miejsce, ale one były eliminowane przez konieczność zatrudniania osób o odpowiednich kwalifikacjach. Te osoby nie chciały współpracować ze środowiskami stwarzającymi zagrożenia. Łatwiej im było firmować działalność osób bez kwalifikacji mających bardziej uczciwą przeszłość oraz zamiary, co oczywiście jest zdecydowanie naganne. Teraz zaś część takich firm nie będzie występować w konkurencji rynkowej w dłuższym czasie, tylko będzie nakierowana na przeprowadzenie kilku zbliżonych w czasie transakcji i zarobienia szybkich pieniędzy. Dziś dom na osiedlu Bajkowym za 600 tysięcy złotych to jest bez mała 200 tysięcy dolarów. A w wielu krajach jest to olbrzymia kwota. Takich, którzy zechcą zarobić tę kwotę na szkodę klientów paru zawsze się znajdzie, ale to, iż stwarza te możliwości minister sprawiedliwości jest już trochę zaskakujące.
Już obecnie mamy przecież przypadki, gdzie notariusz, adwokat, czy pośrednik jest podejrzewany o działanie na szkodę klientów, często w zmowie. A to są osoby, które mają bardzo wiele do stracenia, więc są to przypadki rzadkie. Ale gdy każdy będzie mógł robić co chce, to wielu będzie działać nieuczciwie. Już dziś część klientów nie zgadza się na sprzedaż nieruchomości za kredyt, gdyż boi się, że nie dostanie pieniędzy. Bo w przypadku kredytu najpierw trzeba sprzedać nieruchomość, pozbyć się jej w sposób definitywny, a pieniądze dostaje się na przykład po tygodniu. A ten, który sprzedał nieruchomość nie jest żadną stroną w rozmowach z bankiem. Bank nie ma obowiązku udzielania mu jakichkolwiek odpowiedzi. Warto zapytać zwykłych obywateli tego kraju czy rzeczywiście chcą ryzykować swoim majątkiem, a w przypadku zarządców nieruchomości często zdrowiem i życiem dla realizacji politycznych celów osób, których sytuacja w tym zakresie jest zdecydowanie inna.
Wracając więc do innych krajów, gdzie ponoć regulacje są mniejsze, w takim przypadku część pieniędzy trzeba na przykład wpłacić do depozytu pośrednika. Czasami transakcja jest w całości obsługiwana przez pośrednika. W niektórych krajach, gdzie nie ma notariatu łacińskiego, wręcz prawo własności jest przenoszone w umowach sporządzanych przez pośredników. Takim przykładem są kraje skandynawskie.
I teraz wracamy do poprzedniego przykładu. Jeżeli ktoś, kto kupił nieruchomość, ma umowę, ale za nieruchomość po 7 dniach nie zapłacił, czy może ją sprzedać? Oczywiście, że może. Sprzedaje ją komukolwiek za dowolne pieniądze, jak się dobrze postara, to wpiszą go w sądzie do księgi wieczystej. Osoba kupująca ma rękojmię wiary publicznej ksiąg wieczystych. Zanim więc były właściciel przejdzie wszystkie klauzule, to pierwszy nabywca skasuje pieniądze za niezapłaconą nieruchomość i wyjedzie do Wenezueli na nieco dłuższe wakacje – ma na przykład 200 tysięcy dolarów, bo za dom nie zapłacił. A sprzedający ma zwykłe roszczenie osoby cywilnej o niezapłacone pieniądze.
Inny przykład. Ktoś kupuje nieruchomość i zapłacił za nią, ale kupuje ją od osoby nieuprawnionej do sprzedaży. Nie będę omawiał jak się to odbywa, ale jest to dość proste. Oczywiście jest to przestępstwo, ale ktoś kupił nieruchomość i w niej mieszka. Po paru miesiącach puka do niego ktoś, kto właśnie wrócił z pracy w Anglii i każe mu się wyprowadzić, bo jest właścicielem i chce zamieszkać w swoim mieszkaniu. I jaka jest sytuacja tego, który kupił takie lokum? Żadna. Umowa zawarta z osobą do tego nieuprawnioną jest z mocy prawa nieważna. Czyli właścicielem tej nieruchomości jest ten, który ją miał. A ten, który się do niej wprowadził i zapłacił pieniądze po paru miesiącach musi szukać tego, który mu to sprzedał. I tylko z grzeczności nie powiem, że nieuczciwy sprzedający może być w zmowie z tym, który wrócił z Anglii.
Takich wariantów jest bardzo dużo i one będą pukać do naszych drzwi. Za wszystkie te problemy zapłacą Kowalscy, którzy są do takich sytuacji nieprzygotowani. I dla których w przeciwieństwie do ministra Gowina kilku życzliwych adwokatów nie będzie prześwietlać nieruchomości w prawo i w lewo.
Ochrona państwa powinna dotyczyć wszystkich zwykłych obywateli, bo ci, którzy są na eksponowanych stanowiskach, mają koneksje, pieniądze, rodzinę, oni sobie poradzą. Oni nie potrzebują pośredników czy zarządców, bo w ich imieniu odpowiednie osoby mogą działać. Bo nie jest tak, że właściciel nie może zaangażować do zarządzania nieruchomością osoby nie mającej licencji, jeśli uważa, że ona zrobi to dobrze. Ale jeśli ktoś ma wykonywać zawód, brać za to pieniądze, dawać gwarancje rzetelności wykonywanej pracy, to on powinien mieć dowód posiadanych kwalifikacji. Tak się złożyło od czasów rzymskich, że dowodem na posiadanie kwalifikacji jest cykl ukończonych szkoleń, szkół, uprawnień zawodowych popartych egzaminem. Możemy więc domniemywać, że egzaminy takie z czasem zostaną przywrócone, natomiast za skutki przeprowadzonych po drodze zmian jak zwykle zapłaci społeczeństwo. Bo nie ma żadnych wątpliwości, że jeśli ci, którzy dziś decydują o całym zamieszaniu, będą kupować lub sprzedawać swoje własne nieruchomości, to powierzą te zadania osobom, którzy kwalifikacje mają. Jednocześnie zdumiewający jest całkowity brak refleksji decydentów na argumenty środowisk zawodowych, środowiska naukowego oraz doświadczenia innych krajów o rozwiniętych gospodarkach rynkowych.
I opowieści o tym, że usługi te są zbyt drogie, też są nieprawdziwe, bowiem w innych krajach usługi na przykład zarządcy czy pośrednika są znacznie droższe niż w Polsce. Oczywiście w przeliczeniu na metr kwadratowy powierzchni, wartość nieruchomości lub relacje ceny usługi do średnich dochodów uzyskiwanych na lokalnym rynku pracy.
Można mówić wiele na temat deregulacji rynku nieruchomości – mieliśmy 3 miliony mieszkań, mamy 100 tysięcy miejsc pracy, oczywiście tylko część z nich w nieruchomościach. Swoją drogą ciekawe z czego wynika, iż po likwidacji licencji będzie więcej transakcji lub powierzchni do zarządzania, co podobno da pracę i wynagrodzenia tym tysiącom, którzy już dzisiaj mogą w tych zawodach pracować? Byłoby jednak dobrze, aby wypowiedzi decydentów były odpowiedzialne, a wprowadzane zmiany nie szkodziły w przyszłości zwyczajnym obywatelom.
Prawda jest jednak taka, że jeśli nie można dać chleba, to proponuje się igrzyska. Igrzyska szykują nam się ciekawe, ale chleba z tego nie będzie.

x

Zobasz także

Unikatowy adres: Sucha 5A

Rozmowa z mgr inż. Natalią Jakubiak, koordynatorką procesu projektowego i budowlanego inwestycji przy ulicy Suchej ...

Kto zezwolił na zamek?

Zamek powstaje na sztucznej wyspie (fot. Google Maps) Portalsamorządowy.pl rozmawia z Piotrem Woszczykiem zastępcą burmistrza ...

Willa wkomponowana w Wąsosz

Michał Urbański, specjalista do spraw planowania przestrzennego spółki „Urbania” W pierwszy dzień Wiosny 2018 r. ...

Podatek na drogi to mydlenie oczu

Rozmowa z Janem Grabkowskim, starostą poznańskim Dziś powiat poznański zgarnął największą dotację z puli wojewody ...

Zmniejszamy biurokrację i szukamy mieszkań pod wynajem

Rozmowa Arkadiuszem Stasicą, prezesem Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych w Poznaniu Od końca sierpnia, kiedy zakończy ...