Ukraina

Urbanistyka przechodzi ogromny kryzys

Rozmowa z architektem Stefanem Wojciechowskim o gospodarowaniu przestrzenią w minionym 40-leciu i uzyskanych nagrodach

Wraz z Erykiem Sieińskim i Grzegorzem Ziemiańskim otrzymał Pan Nagrodę Honorową Oddziału Poznańskiego Stowarzyszenia Architektów Polskich za 2012 rok. Ta prestiżowa nagroda wielkopolskiego środowiska architektonicznego przyznana została za dorobek Panów w minionym 40-leciu…
– W poznańskim SARPie co roku przyznawana jest nagroda honorowa dla architektów, którzy wyróżnili się swoją twórczością. W tym roku otrzymał ją zespół projektowy Sieiński, Wojciechowski i Ziemiański.

Czy jest to zespół nadal wspólnie tworzący?
– Nie, obecnie każdy z nas ma własną pracownię projektową, a kolega Ziemiański od lat pracuje w Szwajcarii. Na okolicznościowej wystawie w siedzibie SARP pokazane są prace projektowe, które wykonaliśmy razem i oddzielnie, poczynając od czasu skończenia studiów, po dzień dzisiejszy, w tym konkursy architektoniczne i urbanistyczne. Obecnie, od czasu do czasu, razem czy oddzielnie, nadal bierzemy udział w konkursach.
Uzasadnieniem do przyznania nagrody honorowej jest całokształt działalności projektowej, w której najbardziej spektakularne są zwycięskie konkursy: 8 pierwszych nagród i realizacje według wygranych konkursów, również i inne wyróżnienia jak dwie Nagrody Ministra Budownictwa, pierwsza za projekt rewaloryzacji dzielnicy Śródka w Poznaniu oraz druga za całokształt twórczości.
Na wystawie w SARP pokazane są prace nagrodzone i inne zlecone poza konkursami, prace zrealizowane i z różnych powodów niezrealizowane. Są tam między innymi dzielnice i osiedla mieszkaniowe Zatorze w Koninie, Przylesie w Lesznie, Helenki w Śremie, czy osiedla domów jednorodzinnych w Mosinie, w Kamieńcu, jak również nagrodzone koncepcje wielofunkcyjnych stref miejskich: Centrum-Zachód w Katowicach, centrum Wildy i plac Wiosny Ludów w Poznaniu, rynek w Kórniku, czy z nich najbardziej prestiżowe – studium programowo-przestrzenne zagospodarowania Chwaliszewa i starego koryta Warty w Poznaniu.
W latach 70. pracowaliśmy razem w spółdzielczości mieszkaniowej. Wówczas, zgodnie ze społeczną polityką państwa, budowano ogromne osiedla mieszkaniowe dla świata pracy. Nie było wtedy prywatnych pracowni, więc nasze koncepcje realizowaliśmy w dużych poznańskich biurach projektowych jak „Inwestprojekt” i krótko w Wojewódzkim Biurze Projektów. W tamtych czasach niewzruszoną zasadą było, że na plany problematycznych obszarów urbanistycznych ogłaszano konkursy. Były to konkursy publiczne i wewnętrzne biur projektowych. Opowiem na czym polega istota naszych rozwiązań.
Dzielnice czy osiedla mieszkaniowe w Koninie, Lesznie, Śremie, Swarzędzu, Mosinie i wielu innych miastach, to duże tereny zabudowy zorganizowanej, głównie wielorodzinnej. Projekt musiał odpowiadać programowi inwestorskiemu, musiał wpisywać się w sąsiedztwo urbanistyczne, w warunki terenowe i poprawnie wpisywać w plan miasta. Zwarte zespoły zabudowy były w naszych projektach zawsze otoczone pasmami czy enklawami zieleni. Zespoły dzielone były na strefy – od usługowej i uciążliwej, gdzie znajdowała się ulica, dojazdy, parkingi i garaże, przez zabudowę mieszkaniową i pas usług dziecięcych jak szkoły, przedszkola i żłobki, aż do strefy wolnej od zabudowy, przeznaczonej na zieleń parkową i rekreację. W ten sposób mieszkańcy byli chronieni przed uciążliwością ulicy i zarazem mieli łatwy dostęp do terenów rekreacji, a dzieci z osiedla bezpiecznie i krótką drogą mogły dotrzeć do szkoły.
Zieleń osiedlowa łączyła się z pasami i obszarami zieleni poza osiedlowej, miejskiej, tworząc spójny system ekologiczny. Od strony ulicy, przystanku autobusowego, usług osiedlowych, zabudowa mieszkaniowa była intensywna, im bliżej zieleni, tym budynki z zasady są rzadsze i niższe. Koncepcja dzielnic i osiedli podporządkowana była niebanalnej kompozycji kubaturowej, zarówno w planie jak i przestrzeni. Elementem głównym kompozycji była oś głównego, bezkolizyjnego ciągu pieszego, prowadzącego od punktu napełniania osiedla, na przykład przystanku autobusowego, poprzez strefy zabudowy, do obszarów zieleni.
Leszno Przylesie, powstało wzdłuż głównej trasy prowadzącej z Wrocławia do Poznania. Z jednej strony trasy, od strony centrum miasta zaproponowaliśmy zespół usług miejskich, skąd wygodną kładką nad ulicą można przejść na osiedle i dalej, tym samym usługowym ciągiem pieszym, przez osiedle do lasu. Na Przylesiu zasada segregacji urbanistycznej jest bardzo widoczna – od strony ulicy, gdzie panuje hałas, szkodzą spaliny i nie jest bezpiecznie znajdują są obiekty służebne, potem jest część mieszkalna, a dalej usługi dziecięce, które kontaktują się z parkiem i dalej z lasem.
Podobnie jest w Śremie na Helenkach. Z jednej strony szosy do Leszna istnieje duże osiedle Jeziorany, budynki stoją tam w rzędach, bez żadnej koncepcji przestrzennej. A z drugiej strony trasy, na Helenkach zabudowa grupuje się w kameralnych zespołach osiedleńczych z pełnią usług podstawowych, otoczonych zielenią. Zieleń otacza i wnika w głąb zabudowy, wtapiając się w ekologiczny systemem zieleni miejskiej z ruczajem i okolicznymi stawami. W ten sposób, mimo że teren rolniczy zabrany jest pod budownictwo, natura nie doznaje wielkiego uszczerbku, a zwierzyna polna i leśna może swobodnie migrować. Silnym elementem funkcjonalnym i kompozycyjnym osiedli był odseparowany od ruchu kołowego, główny, osiedlowy ciąg pieszy. Mimo, że wszystkie osiedla architektonicznie różnią się od siebie, zasady rozplanowania są identyczne.
Z powyższych pryncypiów wynika, że adresatem wszystkich projektów był człowiek z jego żywotnymi potrzebami, z których wygoda i bezpieczeństwo mają najwyższy priorytet. Ale również najwyższego traktowania doznawała natura; ziemia nie była odarta z zieleni, a krajobraz doznawał korzystnego, interesującego przekształcenia.
Projekty osiedli mieszkaniowych w większości są zrealizowane, a tam gdzie doszło do zmian w stosunku do projektu, została zachowana przynajmniej idea urbanistyczna.

Budownictwo z okresu PRL budzi jednak negatywne skojarzenia. Tymczasem jak słyszę, według Pana, urbanistycznie były to ciekawe rozwiązania.
– Proszę Pani, to był świetny okres dla budownictwa mieszkaniowego. Ĺšle się kojarzy? Owszem, bo dzisiaj została spłycona idea społeczna, a punktowane są jedynie negatywy tamtych czasów. Te osiedla adresowane były dla ludzi. Nie ma podziału na biednych i bogatych, osiedla są otwarte, dostępne dla każdego. Wszystko jest podporządkowane zasadzie człowiek-natura, wspólna własność. Owszem domy były typowe, mieszkania małe – to są względy ekonomiczne, niemniej setki tysięcy ludzi było uszczęśliwionych własnym kątem i ciepłą wodą z kranu.
Dzisiaj idea budownictwa mieszkaniowego została odarta ze swojej funkcji społecznej, domy buduje się nie dla ludzi, ale dla zysku. Nikt nie panuje nad poprawnością urbanistyczną. Gdzie tylko znajdzie się wolna działka, od razu buduje się coś tam. Powstaje ogromny bezład urbanistyczny i nieopisany chaos przestrzenny. Króluje spekulacja, handel ziemią, natura jest w nieposzanowaniu. Kryzys. Nazywam to gospodarką rabunkową przestrzeni, dla mnie jest to cofnięcie cywilizacyjne.
Weźmy osiedle domów jednorodzinnych w Kamieńcu. Tam stworzyliśmy warunki dla rozwoju działalności indywidualnej. Czterdzieści lat temu. Przy deptaku usytuowane są budynki atrialne dla… rzemieślników. Mamy mechanika samochodowego, blacharza, piekarza, czy zegarmistrza. Od ulicy pieszej jest część mieszkalna, z tyłu część usługowa z warsztatami. Ale w zespole są również starannie zaprojektowane domy mieszkalne bez części usługowej. Budynki te usytuowane są wzdłuż sympatycznych uliczek pieszo-jezdnych. Całość tonie w zieleni otoczenia. Więc były to rozwiązania nie tylko dla wyszydzanego dziś „świata pracy”.

Konkursy, w których Panowie startowali, nie dotyczyły jednak wyłącznie zabudowy mieszkaniowej. Opracowywaliście koncepcje dla innych obszarów miejskich.
– Takim przykładem może być plac Zwycięstwa w Pile, gdzie miasto chciało zagospodarować pustą po zniszczeniach wojennych wielką enklawę w środku miasta. Tam znowu głównym akcentem jest pieszy ciąg handlowo-usługowy, prowadzący z osiedli do pięknych terenów rekreacyjnych nad Wdą, najważniejszą rzeką środkowego Pomorza. Interesująco prowadzony deptak obudowany jest atrakcyjnymi obiektami usługowymi. Obsługa komunikacyjna znajduje się poza obszarem zabudowy i strefą pieszą.
W 2004 roku kolega Sieiński otrzymał I nagrodę za koncepcję zagospodarowania placu Wiosny Ludów w Poznaniu. Z Bramy Wrocławskiej, gdzie dzisiaj jest Kupiec Poznański wychodziło 7 dróg, tworząc przed bramą plac gwiaździsty. Plac miał być zabudowany, więc powstał pomysł, że przyszła zabudowa będzie sytuowana, uwzględniając ulice wychodzące z gwiaździstego placu.
Inny przykład to rynek w Kórniku – I nagroda 2008 rok. Głównym założeniem była eliminacja ruchu kołowego znad brzegu jeziora. Dziś przejeżdżamy przez miasto, obok zamku, nad brzegiem jeziora do Bnina i dalej do Śremu. W naszym projekcie ruch omija tę część, biegnie za zespołem zamkowo-parkowym tak, aby tranzytowa komunikacja nie oddzielała parku od jeziora. Władze Kórnika realizują jednak inną koncepcję.
Wielkim sukcesem było zwycięstwo w konkursie na przekształcenie centrum Wildy w Poznaniu. To była nasza pierwsza praca, wygrana z najlepszymi, doświadczonymi architektami. Nie pokazujemy jej na wystawie, gdyż opracowanie graficzne nie było jeszcze warsztatowo dopracowane. Należy dodać, że większość projektów była wtedy tworzona ręcznie, bez udziału komputera. Wymagało to morderczej pracy, no oczywiście opanowania techniki rysunkowej.
Ale największym i najbardziej spektakularnym osiągnięciem życiowym zespołu było studium programowo-przestrzenne na zagospodarowanie dzielnicy Chwaliszewo i starego koryta Warty w Poznaniu – I nagroda w 2005 roku. Zogniskowało się tam całe doświadczenie projektowe zespołu, jak i znajomość problematyki urbanistycznej Poznania. W projekcie łączy się historyczne dzielnice Poznania: Stare Miasto, Chwaliszewo, Śródkę ekskluzywnym w treści Traktem Cesarsko-Królewskim, aż do terenów rekreacyjnych nad Maltą. W projekcie ponadto proponuje się domknięcie ringu Stubbena, eliminuje trasę warszawską z tramwajem na rzecz drugiej ramy oraz odtwarza dawny, historyczny przepływ Warty w korytarzu bulwarów. A samo Chwaliszewo doznaje ożywienia według projektu rewitalizacji. Niestety kompleksowy projekt historycznego zespołu, atrakcja turystyczna Poznania, nie znajduje dotąd zainteresowania władz. Przy Warcie, na Śródce, na Zagórzu i na Chwaliszewie chaotycznie powstają pojedyncze domy, o dyskusyjnej architekturze, blokując coraz bardziej poprawną koncepcję całości. Jednak najbardziej żałosnym aktem jest sprzedaż terenów nad Wartą bez zabezpieczenia pasów na bulwary.

Lansuje Pan również koncepcję aglomeracji poznańskiej na bazie sieci kolejowej.
– Poznań w prezencie od zaborcy otrzymał dobrze rozbudowaną sieć kolejową. Jest propozycja, by ta sieć kolejowa obsługiwała komunikacyjnie sam Poznań i równocześnie łączyła peryferia z centrum miasta. Dziś miasto sięga do Swarzędza, Czerwonaka, Tarnowa Podgórnego i na pewno sięgnie dalej. Sprawne skomunikowanie tego obszaru wymaga inteligentnego rozwiązania. Wielka metropolia obsługiwana jest obecnie przez ruch kołowy, który stanowi ogromną uciążliwość, jest niewydolny, wymaga rozbudowanej infrastruktury, ruch, który ogniskuje się w centrum, skutecznie je blokuje i zanieczyszcza spalinami. Na świecie, gdzie tylko jest możliwe, odchodzi się od transportu indywidualnego na rzecz komunikacji masowej, najlepiej szynowej, bo ta najbardziej ekonomiczna jest i sprawna.
Moja propozycja zakłada, by reaktywować istniejącą sieć szynową, rozbudować ją promieniście, a strefy zabudowy mieszkaniowej, przemysłowej i usługowej lokować wzdłuż starych i nowo projektowanych tras. Poznań posiada już szybki tramwaj, jest to rozwiązanie idealne, urbanistycznie i ekonomicznie sprawdzone. W moim projekcie wykorzystuje się istniejącą sieć tramwajową i łączy z koleją. W samym centrum ma powstać pętla, wiążąca wszystkie linie. Zaletą proponowanego systemu jest możliwość nieograniczonej rozbudowy sieci, wraz z zabudową, przy równoczesnej, skutecznej ochronie przestrzeni zielonych aglomeracji, które promieniście wchodzą w skład systemu poznańskich klinów.
System klinowego rozwoju miast obserwuję w Lozannie, gdzie ostatnio wybudowano metro łączące najbardziej zaludnione dzielnice. Najnowocześniejsze technicznie metro sprawdziło się nadzwyczajnie, ruch kołowy w zatłoczonym mieście wyraźnie zmalał. Przypuszczam, że żadne europejskie miasto nie ma takich możliwości jak Poznań ze swoją infrastrukturą kolejową. Sprawa w tym, byśmy budując miasto, nie popełniali nieodwracalnych błędów.

Z dotychczasowych Pana wypowiedzi można wywnioskować, że dość krytycznie patrzy Pan na urbanistkę ostatnich lat.
– Dzisiejsza urbanistyka w Polsce – i nie tylko w Polsce, ale głównie u nas – przechodzi ogromny kryzys. To jest wynik naszychzmian ustrojowych, przekształceń społecznych i gospodarczych. Wolą narodu euforycznie zarzuciliśmy dawny system socjalistyczny, nie zdając sobie sprawy z grożących niebezpieczeństw. Dzisiaj korzystamy z dobrodziejstw nowego ustroju, znosząc równocześnie jego ewidentne wady. Okazało się, że nie można budować systemu kapitalistycznego bez kapitału, z ogromnym na dodatek długiem publicznym. Skąd czerpać zasoby, skoro upadł przemysł, rolnictwo, eksport i powstała głęboka trauma społeczna?
Osobiście uważam, że całkowite koszty naszej transformacji poniosła nasza, polska ziemia. To ze sprzedaży gruntów, nieruchomości, fabryk, z prywatyzacji utworzył się niewidoczny pieniądz, finansujący chędogą gospodarkę. Tym samym nasza ziemia doznała poważnego uszczerbku, a polski krajobraz dotąd pieczołowicie chroniony i kultywowany zaczął być nieodwracalnie degradowany. Strata rolniczej ziemi i destrukcja krajobrazu w najlepsze trwa. Z ziemi potrzebnie, czy niepotrzebnie wyrywa się ogromne obszary pod zabudowę, nie bacząc na potencjał, jaki stanowi rolnicza przestrzeń. Przy chwilowym zadławieniu rolnictwa chłopi pozbywają się gruntów, które zostają zawładnięte przez osoby prywatne, deweloperów, spekulantów i obcy kapitał. Obszary, zwłaszcza w sąsiedztwie miast urbanizowane są w błyskawicznym tempie, a odbywa się to bez ładu i składu, zgodnie z doktryną, że najważniejsza jest gospodarka, z haniebnym dodatkiem „głupcze”. Nic nie pomagają wołania o dobre plany, o dobrą architekturę, o ochronę natury, środowiska, o ochronę życiodajnych gruntów rolniczych, o ład w przestrzeni. Tępa wizja dochodu, szybkiego zysku, bogacenia się, przesłania dotychczasową europejską wizję uporządkowanego świata, wartości kulturowe i dobra wspólne zanikają, na korzyść materialnego interesu jednostki. Doskonała polska urbanistyka, kontynuatorka europejskiej kultury przestrzennej, znalazła się w głębokim kryzysie. Urokliwy krajobraz zanika, w oczach zachodnich specjalistów od przestrzeni jesteśmy najgorzej zbudowanym krajem Europy.

Jakie są zatem grzechy obecnych projektów? Bo przecież tereny pod budownictwo muszą być przeznaczane, chodzi natomiast o to, aby czynić to racjonalnie i rozsądnie.
– To, co Pani mówi jest słuszne, tereny rolnicze muszą być przekazywane pod urbanizację, ale głównie chodzi o to, by nimi gospodarować w sposób logiczny, racjonalny i oszczędny. Tymczasem obserwujemy zjawisko agresji budowlanej, nie tylko na tereny rolnicze, nawet na tereny prawnie chronione. Anektowanie obszarów pod zabudowę odbywa się w sposób rabunkowy. Taka jest, niestety, nasza dzisiejsza polityka wewnętrzna miast, gmin na obrzeżach metropolii, a również całego, poprawnie dotąd urządzonego województwa i nieporządnie zagospodarowanego państwa.
Uważam, że niepohamowana aneksja terenów rolniczych i terenów zieleni w miastach, jaka odbywa się w Polsce, jest rzeczą niedopuszczalną. Jest faktem, że mamy gospodarkę globalną z nieograniczonym przywozem produktów, w tym żywnościowych z różnych stron świata. Gospodarka agrarna, indywidualna, nie jest tak opłacalna jak kiedyś. Ale chodzi o to, że dziś świat się nie kończy, że powinniśmy oszczędzać wolną ziemię dla przyszłych pokoleń. Motywem niekontrolowanych działań urbanizacyjnych – powtarzam – nie jest potrzeba, ale niemoralny zysk. Sprzedać teren, wybudować, zarobić!
I tak rozpoczynając transformację spodziewaliśmy się poprawy sytuacji ekonomicznej, rozumnej gospodarki, racjonalnych wydatków, dochodów, zbliżenia do rozwiniętego świata. Tymczasem rzeczywistość okazała się surowa, bogacimy się owszem, ale tracimy inne wartości. Kierując się zyskiem zatraciliśmy poczucie wspólnoty, interesu publicznego, czy interesu natury. W innych dziedzinach straty są mniej groźne, ale rabunkowa gospodarka przestrzenią prowadzi do stanów nieodwracalnych. Jeśli zamienimy teren rolniczy, otwarty, czy chroniony, na budownictwo, to nie pozostanie nam nic innego, jak własny balkon. Dzisiaj potrafimy zabudować właściwie wszystko. Przykładem, mogą być osiedla na poznańskich Winogradach, gdzie wzdłuż tras zewnętrznych zaprojektowano zieleń izolacyjną. Miała ona chronić mieszkańców od uciążliwości ruchu. Dziś pasy te zabudowuje się i to w sposób chaotyczny. Raz mamy blok wysoki, raz inny, raz bank, biurowiec, lecznicę dla zwierząt, a nawet kościół…
Niestety zarzuciliśmy wszystkie zdobycze urbanistyki, które przyniósł XIX wiek: miasta i dzielnice-ogrody, szerokie, zadrzewione aleje miejskie, rygor stosowania procentowego wskaźnika zieleni. Dominujące dziś odium zysku nad racją bytu skupia się na rodzimejprzestrzeni. Tak więc koszty poprawy ustroju społecznego przejęła polska ziemia.

To gdzie obecnie budować, jak mądrze gospodarować przestrzenią?
– By dobrze gospodarować przestrzenią, musi zadziałać mądra polityka przestrzenna, muszą powstawać poprawne plany urbanistyczne, muszą być one rygorystycznie przestrzegane. Plany, które założą, jakie tereny można przeznaczyć pod budownictwo i które skutecznie ochronią obszary wymagające szacunku. My ludzie nie jesteśmy sami na świecie. Patrzmy na innych współmieszkańców globu. A skoro osiągnęliśmy najwyższy poziom rozwoju, mamy moralny obowiązek chronienia wszystkiego, co jest poniżej naszego statusu.
Ale niestety, świat idzie w innym kierunku i to co dzieje się z polską ziemią, to samo dzieje się z wybrzeżami mórz – Kalifornia, Lazurowe Wybrzeże – dolinami rzek, zboczami gór, nie wspominając o wielomilionowych metropoliach, o stukilometrowych aglomeracjach, o lasach drapaczy chmur, o niesamowicie splątanych węzłach wielopasmowych autostrad, czy o idiotycznych, sztucznych wyspach na Morzu Czerwonym. Gdzie tylko się da najwartościowsze i najpiękniejsze miejsca na ziemi podlegają urbanizacji.
By istnieć, musimy się opamiętać, musimy ograniczyć inwazję człowieka, sfera ziemska jest zamknięta i nie pęcznieje wraz ze wzrostem i apetytami ludności.
A teraz odpowiedź na pytanie – jak u nas, w Polsce, mądrze gospodarować przestrzenią? Ano, uważam, że zabudowa, zarówno mieszkaniowa jak i każda inna powinna być intensywna. Powinniśmy lansować zabudowę wielorodzinną, a zabudowę niską tylko jako zwartą, zorganizowaną, budownictwo jednorodzinne wolno stojące winno być wyjątkiem, a nie regułą. Powierzchnie przemysłowe, czy magazynowe winny być restrykcyjnie ograniczane.
Jak to osiągnąć? Ekonomicznie oczywiście, przez podniesienie podatku planistycznego, adiacenckiego, podatku od nieruchomości i zaprowadzenie wreszcie skutecznych podatków katastralnych. Przez odpowiedzialną urbanistykę, sprawdzonych projektantów. A co z rozwojem gospodarczym, wszak rozwój wymaga inwestowania, a inwestycje – ziemi? Nieprawda, rozwój gospodarczy osiąga siężmudną pracą, produkcją, innowacyjnością, eksportem. A do produkowania mogą służyć istniejące, a opuszczone obiekty przemysłowe. Rewitalizacja obszarów i obiektów istniejących obroni nasze otoczenie przed zabudową i równocześnie uratuje dobra miejskie przed likwidacją.

Przez szereg lat pracował Pan w Szwajcarii. Jakie są tamtejsze doświadczenia dotyczące zasad urbanistyki?
– Moje doświadczenia z pobytu na Zachodzie potwierdzają idee, które lansuję w moim otoczeniu. Panuje tam, owszem, kapitalizm w najbardziej czystej formie, ale działa również sfera społeczna. I podniesiona do wyżyn świadomość ochrony natury. Planowanie przestrzenne stoi ponad regułami i zjawiskami ekonomicznymi. Miasta i gminy posiadają plany urbanistyczne o niespotykanej szczegółowości. Realizacja planów jest bezwzględnie restrykcyjna. Istnieje przykładowa ochrona gruntów rolniczych, a ochrona natury i krajobrazu jest doprowadzona do perfekcji, jest ona zapisana ustawowo, co w państwie prawa znaczy – policyjnie. Oczywiście istnieją miasta urbanistycznie przerośnięte, na przykład Zurich, jest to spadek po czasach industrialnych, jednak dzisiaj, mimo intensywnego inwestowania, nie wychodzi się poza określone prawnie i utrwalone mentalnie granice miast.
Trzeba powiedzieć, że w Szwajcarii nie ma tego samego co w Polsce – ogromnych połaci płaskich terenów. Są góry, doliny, zbocza, miejsca kamieniste i trudnodostępne, gdzie muszą powstawać drogi, mosty, wiadukty i autostrady oraz oczywiście budynki mieszkalne i przemysłowe. W trudnych warunkach fizjograficznych wszystko funkcjonuje jednak bez zarzutu. W Szwajcarii, to samo w Niemczech czy Austrii, budownictwo, transport, gospodarka, rolnictwo funkcjonuje z moralnym nakazem ochrony ziemi, przestrzeni i krajobrazu.

Czy widzi Pan receptę na uzdrowienie sytuacji z przestrzenią w Polsce?
– Jest to sprawa niezwykle trudna i pokręcona, ale mam swoje przemyślenia. Od lat działam w organizacjach jak SARP, TUP, w komisjach urbanistycznych. W Stowarzyszeniu My-Poznaniacy podejmujemy działania wobec wielu aktów gwałcących nasze miasto. Jest to formułowanie uwag, wniosków do planów miejscowych, udział w komisjach rady miejskiej i udział w komisjach dialogu społecznego, zajmujemy się obroną mieszkańców przed eksmisjami, obroną szkół przed likwidacją, czy wartościowych kamienic przed wyburzeniem. Niemniej, są to działania jedynie krytyczne i interwencyjne. Brak skuteczności gromu. Ale czujność społeczna, odpowiedzialność i dobra wola, są już w polu.
W Polskiej Radzie Architektury natomiast, gdzie jestem przedstawicielem środowiska wielkopolskiego, panuje zniechęcenie. Wielokrotne działania interwencyjne w najwyższych urzędach, działania legislacyjne w organach ustawodawczych, nie przynoszą skutku. Zostaje droga konferencji, wystaw, uświadamiania, publikacji, mediów, może interwencja w organach europejskich, albo światowych organizacjach architektonicznych, czy ekologicznych.
Ponieważ winę za stan przestrzeni w Polsce – z całym balastem złego prawa – ponoszą głównie władze administracyjne i samorządowe, które otrzymały prawo decydowania, a w żaden sposób nie chronią własnego terytorium, uważam że planowanie i administrowanie przestrzenią winno być odjęte gminom i winno stać się restrykcyjnym SEKTOREM WYDZIELONYM państwa, jak sprawiedliwość, policja czy wojsko.
Jak tego dokonać? Jak zmienić prawo, przedtem mentalność, małostkowość, brak odpowiedzialności za kraj, za planetę? Uważam że konieczny jest powrót do normatywów, konieczny jest powrót do urbanistyki jako kategorii sztuki. W liberalnym ustroju z nieplanowaną gospodarką, przestrzeń i terytorium – jak w Szwajcarii – winny być wartością prawnie chronioną i profesjonalnie regulowaną i zarządzaną.
Moja recepta ciężko doświadczonego architekta, niestety, okrutna jest dla zatwardziałego systemu. Mais, il faut du materiels: ludzi, sprzętu, amunicji i… patriotyzmu.

x

Zobasz także

Unikatowy adres: Sucha 5A

Rozmowa z mgr inż. Natalią Jakubiak, koordynatorką procesu projektowego i budowlanego inwestycji przy ulicy Suchej ...

Kto zezwolił na zamek?

Zamek powstaje na sztucznej wyspie (fot. Google Maps) Portalsamorządowy.pl rozmawia z Piotrem Woszczykiem zastępcą burmistrza ...

Willa wkomponowana w Wąsosz

Michał Urbański, specjalista do spraw planowania przestrzennego spółki „Urbania” W pierwszy dzień Wiosny 2018 r. ...

Podatek na drogi to mydlenie oczu

Rozmowa z Janem Grabkowskim, starostą poznańskim Dziś powiat poznański zgarnął największą dotację z puli wojewody ...

Zmniejszamy biurokrację i szukamy mieszkań pod wynajem

Rozmowa Arkadiuszem Stasicą, prezesem Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych w Poznaniu Od końca sierpnia, kiedy zakończy ...